Ten tekst siedział we mnie już od dłuższego czasu. Pamiętacie mój wpis na temat badań profilaktycznych, które każda kobieta powinna robić raz w roku? Pisałam w nim o pakiecie ginekologicznym, w którego skład wchodzi między innymi USG piersi. Pozostałe badania, takie jak cytologia i USG narządów rodnych wykonałam już dawno, bo w marcu. Z USG piersi trochę zwlekałam, aby nie „wykończyć się” finansowo. Dzisiaj wiem, że niepotrzebnie. I niesłusznie.
Samobadanie piersi – nawyk, który może uratować życie
Od kilku tygodni wydawało mi się, że „coś” tam jest. A konkretnie w lewej piersi, która zawsze budziła we mnie większe wątpliwości niż prawa. Niby nie żaden guzek, nic konkretnego, ale jakoś ta lewa pierś nie dawała mi przez dłuższy czas spokoju.
Już w ciąży, a więc ponad dwa lata temu, dałam znać o swoich niepokojach lekarzowi prowadzącemu. On zaś szybko zrobił mi USG podejrzanej piersi, za co jestem mu do dziś bardzo wdzięczna. Nie olał mnie, zrozumiał niepokój ciężarnej. Wtedy badanie wyszło ok, ale po mniej więcej półtora roku znów zaczęłam czuć tam jakieś grudki, zgrubienia i inne cuda. Nic to – pomyślałam – trzeba to sprawdzić, zwłaszcza jeśli w planach ma się drugie dziecko.
USG piersi na NFZ – nie wahaj się o nie zapytać
Za radą Magdy z bloga Ekopozytywna postanowiłam tym razem skorzystać z tego, co oferuje NFZ. Przyznam, że z pewnym niepokojem. Słyszeliście o głośnej w sieci historii dziewczyny, która na prośbę o skierowanie na USG piersi usłyszała, że jest młoda i wystarczy, że da się pomacać chłopakowi lub koledze? Niestety, w przypadku państwowej służby zdrowia można odnieść wrażenie, że skierowanie na badania specjalistyczne to jakaś manna z nieba, za którą powinniśmy bić lekarzowi pokłony. A tak przecież być nie powinno.
A więc udałam się do gabinetu ginekologa. I prosto z mostu powiedziałam, że przychodzę po skierowanie na USG piersi. Bo nie jestem pewna samobadania, trudno mi je zinterpretować i chciałabym, żeby USG rozwiało moje wątpliwości. „Nie ma sprawy” – usłyszałam. I dostałam skierowanie. Udałam się do rejestracji i dostałam termin za… dwa dni. No nieźle, pomyślałam. Czyżby jednak z polską służbą zdrowia nie było aż tak źle?
O tym, jak samobadanie piersi spłatało mi figla
Po wykonaniu badania na wynik czekałam 2 tygodnie, czyli do następnej wizyty u ginekologa. Dlaczego tak długo, skoro lekarz robiący USG widział wszystko jak na dłoni już w jego trakcie? Być może chodziło o zwrot funduszy za badanie przez NFZ, który możliwy jest dopiero po ponownej wizycie. Zrozumiałe jest, że gdybym dowiedziała się wszystkiego na badaniu, nie poszłabym już w tej sprawie do ginekologa. Może też wynikało to z braku czasu na szczegółowe wyjaśnienia, bo specjalista od USG miał przede mną jakieś 40 pacjentek. Na moje nieśmiałe zapytania sugerował jednak, że będę żyła. Dobre i to, trochę się uspokoiłam.
Po 2 tygodniach okazało się, jak bardzo zawodne mogą być palce. Okazało się, że lewa pierś jest wolna od nieprawidłowości. Natomiast w prawej znaleziono niewielką torbiel, oznaczoną jako BIRADS 2. Co oznacza ten tajemniczy skrót? BIRADS 2, czyli w piersi są nieprawidłowości, ale praktycznie w 100% łagodne. Za 6 do 12 miesięcy mam zrobić badanie kontrolne, ale kłopotów raczej się nie przewiduje. Po badaniu wiem jedno: jeśli nie poczułam torbieli, mogę nie poczuć również zmiany złośliwej. To sygnał, że trzeba być czujnym. I nic mnie nie obchodzi, że taka Szwajcaria rezygnuje na przykład z mammografii, bo samobadanie jest teoretycznie równie skuteczne. Czy rzeczywiście? Tylko ile z nas je robi, zwłaszcza wśród nieco starszych kobiet?
I co Wy na to? Weszłam na badanie „z jedną piersią”, a wyszłam „z drugą”. Dla mnie oznacza to jedno: dziewczyny, kobiety, musimy się badać! Ja wiem, że rak wydaje się często sprawą odległą jak inna galaktyka, ale to może się przytrafić każdemu. Nawet jeśli nie jesteśmy w grupie ryzyka.
Kobiety, dziewczyny – nie bójcie się prosić swojego lekarza o skierowanie na USG piersi!
Ceną jest Wasze życie, zdrowie i spokój. Po 30 roku życia zaleca się jeden raz w roku wykonywać profilaktyczne USG piersi, nawet jeśli niczego nie wyczuwamy. Palce nie „złapią” wszystkiego, możemy coś przeoczyć. Oczywiście samo USG też nie jest cudownym środkiem i nie powinnyśmy zaniedbywać comiesięcznego samobadania. Jednak ja swojej torbieli kompletnie nie czułam – a co, jeśli nie poczułabym guzka, który byłby naprawdę groźny? Lekarz zobaczył torbiel od razu.
Żadna pierś nie jest idealnie gładka, a więc podstawa do wykonania badania jest zawsze. Nie bójmy się prosić lekarza o skierowanie, nawet jeśli będzie kręcił nosem. Jestem pewna, że wielu lekarzy spojrzy z uznaniem na pacjentkę, która stara się o siebie dbać, i wyda skierowanie bez mrugnięcia okiem. Nie po to tyle trąbi się o profilaktyce chorób kobiecych, bo odmawiać nam podstawowych badań.
A jakie są Wasz doświadczenia, jeśli chodzi o profilaktyczne USG piersi? Czy Wasi lekarze sami proponują Wam to badanie? Spotykacie się z problemami, z odmową? Dajcie znać, a jeśli powyższy wpis Was zainteresował, udostępniajcie go dalej – może zachęci kogoś do zrobienia długo odwlekanych badań?